Piotr-Slowinski-elGuapo Piotr-Slowinski-elGuapo
342
BLOG

Beztrosko uchylone drzwi

Piotr-Slowinski-elGuapo Piotr-Slowinski-elGuapo Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Hiper-turbo-super-ultra ostrożność...

Żyjemy w czasach histerii antyzarazkowej. Preparaty do czyszczenia toalet zabijające 99,9% bakterii; filmiki reklamowe, których bohaterami są odrażające, bure, orkopodobne bakterie, ulegające sile WC Pickera; blaty kuchenne na których w zanimowany, symboliczny sposób ukazane jest bujnie rozwijające się życie niechcianych drobnoustrojów likwidowane (w 99,9%) jednym pociągnięciem gąbki nasączonej reklamowanym antybakteryjnym preparatem. Histeria antybakteryjna bynajmniej nie dotyczy tylko sfery telewizyjnej reklamy. Niezależnie od dawno już poumieszczanych w toaletach dozowników mydła (oczywiście antybakteryjnego), rozpowszechniają się dozowniki antybakteryjnego żelu, który nie wymaga spłukiwania – na korytarzach, w szkołach, szpitalach, przychodniach; ale nie tylko w domenie dystrybucji publicznej, bo również w poręcznych tubkach przeznaczonych do osobistego użytku, które można ze sobą zabrać do torebki/kieszeni i dyskretnie zdezynfekować dłonie w dowolnym pożądanym momencie i miejscu, nawet choćby i w kościele podczas Mszy Św.

Istnienie szkodliwych drobnoustrojów oraz wynikająca z niego konieczność przeciwdziałania powodowanemu przez nie zagrożeniu zdrowia jest bezdyskusyjnym dogmatem. Nie ma czegoś takiego, jak nadmiar higieny, wydaje się. Nigdy za dużo antyzarazkowej ochrony! Mikroskopijny wróg nigdy nie śpi i tylko czycha, aby wykorzystać najmniejszą lukę w naszym systemie obronnym!

Domena zdrowotna nie jest bynajmniej jedyny obszarem, w którym ostrożności nigdy dosyć. Podobnych rozmiarów, nieustająco narastający nacisk na ochronę, czasem ocierającą się wręcz o histerię, dotyczy innych aspektów bezpieczeństwa. Nawyk zamykania drzwi samochodu przy opuszczaniu go jest czymś oczywistym. Podobnie nawyk zamykania drzwi domów. Agencje Ochrony pilnujące wejść do rozmaitych instytucji i obiektów. Systemy alarmowe w domach i samochodach. Coraz wszechobecniejsze kamery monitoringu. Psy pilnujące posesji. Wszystkie te działania mają podobny cel  – zapobieganie przeniknięcia na chroniony obszar nieporządanych intruzów w obawie przed szkodami jakie mogliby oni wyrządzić. Charakter tych działań jest wypisz wymaluj analogią wspomnianego powyżej zwalczania bakterii – tam również motorem działań zapobiegawczych jest obawa przed możliwymi do wyrządzenia przez bakterie szkodami, gdyby udało im się przeniknąć na wrażliwy na ich obecność i szkodliwą działalność obszar ludzkiego ciała.

To nie są jedyne przykłady na profilaktykę zdrowotną, czy antyprzestępczą. Bezpieczeństwo stało się czymś w rodzaju świeckiego bożka w zsekularyzowanym świecie. Żadna inicjatywa idąca w kierunku zwiększania bezpieczeństwa nie jest przesadą. Zakazy, ograniczenia, kampanie, szykanowanie zachowań niebezpiecznych (palenie tytoniu, penalizacja niezapinania pasów bezpieczeństwa), odblaskowe elementy na tornistrach, czy kurtkach dziecięcych, weryfikowanie przeszłości osób mających pracować z dziećmi, czy niepełnosprawnymi, włącznik światła w łazience ‘na sznurku’ i brak w łazienkach gniazdek elektrycznych (to w UK), samogasnące papierosy (nowa dyrektywa UE mająca chronić zasypiających z papierosami palaczy), poduszki powietrzne w samochodach, samonapinające się pasy bezpieczeństwa, foteliki dziecięce w samochodach, coraz inteligentniejsze systemy zapobiegania kolizjom i wykrywania senności kierowcy, systemy śledzenia pojazdów i ładunków poprzez GPS, lojack, przeciwpożarowe dryle uprawiane w firmach i szkołach, zakaz używania azbestu w budownictwie i szczególne środki ochrony wymagane podczas pracy z nim, elektroniczne wykrywacze dymu i tleneku węgla, gąbkowe piłki do gry, zamiast tradycyjnych, place zabaw wykładane tartanem, coraz więcej rozmaitych ochraniaczy osobistych i systemów bezpieczeństwa w przemyśle, domofony, „judasze”, inteligentne ogrodzenia, ba! – całe osiedla wydzielone osiedla z monitoringiem i pod ochroną, już nie same wykrywacze metalu, czy przeglądanie bagażów, ale i kontrowersyjne prześwietlanie ubrań na lotniskach, możliwość uruchomienia w telefonach komórkowych nadajników GPS w celu kontrolowania miejsca pobytu pociech, ...
Ba! - nawet stosunkowo młoda dziedzina naszego życia, jaką są – nazwę to w kolokwialnie  - komputery, dorobiła się już poważnej kultury bezpieczeństwa i to nie tylko na poziomie profesjonalnym – w siłach zbrojnych, aparacie porządkowym, bankowości, biznesie, ale i najniższym – przeciętnego użytkownika, bo jest on świadomy zagrożeń wirusami, atakami hakerskimi, rozumie potrzebę stosowania i stosuje firewall, skaner antywirusowy etc. Temat nie jest obcy nawet dla stereotypowej małorozgarniętej blondynki.


Wszystko to w celu zwiększenia bezpieczeństwa, w którym to zadaniu wyłapywanie potencjalnego, a spodziewanego intruza zajmuje poczesne miejsce.

... oraz zadziwiający jej brak


Tak mniej więcej ma się sprawa, gdy rzecz idzie o zabezpieczenie zdrowia cielesnego i ochronę bezpieczeństwa oraz mienia. Jednakże jest jeden obszar, w którym panoszy się zupełna niedbałość. Żadnych zabezpieczeń! Żadnego podejrzewania istnienia, a tym bardziej działania intruzów, totalna beztroska, luz-blues. Czy to możliwe? Gdzież ten pominięty rejon? Blisko tak, że bliżej być nie może. W każdym z nas. To umysł. Obawa przed intruzami w postaci drobnoustrojów, obawa przed osobami czychających na mienie, życie, czy mogących w inny sposób zaszkodzić, czy wyrządzić krzywdę fizyczną są niekwestionowanymi dogmatami, ale odrobina zastanowienia wystarcza by dostrzec rażacą asymetrię z podejściu do domeny umysłu.
W dziedzinie umysłowej intruzów nie spodziewa się!
Wydaje się jakby nie było intruzów czychających na zaszczepienia do umysłu zgubnego fałszu, szkodliwych (dla otoczenia lub siebie samego) przekonań, niszczących psuedo- lub wprost anty-wartości. Oczywiście są jakieś listki figowe w postaci np. zwalczania sekt, czy faszyzmu, bo przecież najprymitywniejszy umysł nie łyknie, że w tej dziedzinie zagrożeń nie ma, ale są to mizerne wyjątki potwierdzające regułę. Czy z taką samą intensywnością oddajemy się dbaniu o higienę umysłową, jak fizyczną? Czy tak samo nieufni i podejrzliwi jesteśmy wobec tego, co może wniknąć niepostrzeżenie do naszego ciała czy naszej posesji, jak wobec tego co może wniknąć do naszego umysłu? Tak samo prześwietlamy przez „judasza” nieznajomego drzwoniącego do drzwi, jak informację napotkaną w gazecie, radio, czy tv? Czy tak samo świadomi jesteśmy zagrożenia bakteriami szkodzącymi ciału, jak myślozarazkami wypaczającymi umysł? Czy tak samo jesteśmy skłonni spodziewać się zagrożenia ze strony intruzów kryminalnych i biologicznych, jak i mentalnych? Czy tak samo wysoko jak ustawiamy próg zaufania wobec otoczenia fizycznego (i tego w skali mikro – bakterii/wirusów, i tego makro – przestępców, ludzi gotowych wyrządzić szkodę), ustawiamy go wobec otoczenia mentalnego? Czy mamy takie same higieniczne/ostrożnościowe nawyki gdy w grę wchodzi ryzykowanie zdrowiem/majątkiem, jak ryzykowanie zawartością własnych przekonań? Czy tak samo troskliwie dbamy o niepozostawienie uchylonych drzwi bakteriom, czy intruzom, jak o niepozostawienie uchylonych drzwi naszego umysłu, przez które wśliznąć się mogą nieporządani intruzi?
Ale jacy tam intruzi! Tu jest chyba podstawowa rozbieżność w postrzeganiu zagadnień, zaś reszta rozbieżności to tylko proste konsekwencje. Nie ma świadomości rozpowszechnienia niepożądanych myślozarazków! Są one w powszechnym odczuciu czymś w rodzaju rzadkiego wyjątku, niż codziennego zagrożenia. Są postrzegane jak rzadki wirus z egzotycznych krajów, a nie towarzysząca nam na codzień bakteria, w każdym momencie uprawiająca swój bakteryjny proceder. Szkodliwe zarazki istnieją, ale szkodliwych myślobakcyli nie ma, przynajmniej w umożliwiający bezpośredni atak otoczeniu! Ostrożność i nieufność wobec ekspozycji na bakterie jest godna pochwały, natomiast ostrożność i nieufność wobec ekspozycji na myślobakcyle jest godną pogardy zaściankowością, wstecznictwem, antyracjonalnością, antyintelektualizmem. Wydaje się, jakoby myśl, w odróżnieniu od bakterii, nie mogła szkodzić, a przecież nazbyt wiele dowodów dobitnie pokazuje, iż jest inaczej, aby się odwołać zaledwie do efektów epidemii myślami nazistowskimi, czy komunistycznymi z nieodległej przeszłości lub wręcz współczesności. Wszystkie dzieci nasze są – jak śpiewała Majka Jeżowska, zaś wszystkie myśli dobre są – czeka dopiero na wyśpiewanie przez jakiegoś hurrapostoświeceniowego barda. Myśl jest czymś czemu należy się szacunek i otwartość z racji samej jej intelektualnej natury. Myślowe zarazki to niemożliwość, to coś w rodzaju antytautologii, jakiejś hipersprzeczności. Każdej myśli ma się należeć szacunek z racji jej intelektualnej, czyli samej przez się pozornie szlachetniejszej, genezy.

Gdyby bakterie były inteligentne i zdolne do wspólnego, zorganizowanego działania, czyż nie działałyby dokładnie tak jak działają rozmaici otwieracze umysłów i wykpiwacze umysłowej ostrożności i higieny? Czyż analogicznie bakterie nie rozpowszechniałyby wówczas własnej narracji wedle której higiena byłaby nazywana bakteriofobicznym oszołomstwem, brud – alternatywną czystością,  szkodliwość i chorobotwórczość – odniesieniem sukcesu w uczciwym współzawodnictwie lub naukowym dowodem na obiektywnie lepsze przystosowanie?

Powyższe dywagacje są światopoglądowo transparentne, to znaczy są obserwacjami rzeczywistości materialnej i odwołują się do zasad nią rządzących wyłącznie. Sprawa staje się natomiast jeszcze dziwniejsza, gdy powyższe obserwacje uzupełni się o chrześcijańskie dogmaty i ich implikacje. Chrześcijanie zamiast, z racji wiary w istnienie i działalność Szatana, wykazywać się szczególną ostrożnością w dziedzinie ochrony własnego umysłu, wykazują się taką samą (lub i większą jeszcze) mentalną niefrasobliwością! Żadnego krytycyzmu, żadnej ostrożności wobec pochłanianych treści z ekranów TV, stron gazet, czy książek lub witryn internetowych Wydaje się, iż nawet szczątkowa wiedza o istnieniu i celu działalności Szatana powinna skutkować u Chrześcijan przynajmniej analogiczną do antybakteryjnej higieny, ostrożnością wobec obszaru działań Szatana, czyli przestrzeni umysłowej właśnie. Bo Szatanowi zależy przecież na zdobyciu umysłu, a nie ciała! Chce zawartość, a nie futerał. Zdobycie ciała jest co najwyżej środkiem do opanowania umysłu. Tak jak bakterie nie robią sobie nigdy wakacji, tylko z samej swojej istoty mnożą się wszędzie i w każdej chwili gotowe są do zaatakowania osłabionego lub niedostatecznie skutecznie chronionego organizmu, tak też zagrożenie ze strony Szatana powinien postrzegać Chrześcijanin – bez paniki i histerii, ale z niezbędną ostrożnością, spodziewać się jego nieustających prób wciśnięcia się do umysłu najmniejszą uchyloną szparką. To zaś oczywiście skłaniać powinno do uzasadnionej, dyktowanej elementarnym rozsądkiem ostrożności okazywanej przez 24h na dobę. Odrobina zaś samodzielnego myślenia pozwala zidentyfikować najbardziej prawdopodobne obszary infekcji, bo przecież będą to obszary o dużej, a nie małej sile oddziaływania, czyli dokładnie tzw. środki masowego przekazu – radio, TV, prasa, książki.

Czy coś z tego dla Chrześcijan wynika – no raczej bardzo niewiele. Wystarczy aby treść nie była w łopatologiczny sposób czytelnie podpisana przez siarkowonnoego autora, aby przemknęła swobodnie do beztroskiego chrześcijańskiego umysłu. Odrobina najtoporniejszego ulukrowania treści wystarcza do wzbudzenia w chrześcijaninie zaufania, zaś treść w której skutki są odleglejsze w czasie od przyczyn, niż 5 minut, jest po prostu tak skutecznie nieczytelna, jak teoria względności! I jakoś mocno jestem przekonany, iż nie o tą samobójczą (i zewnątrzbójczą również) naiwność chodzi w duchowym ubóstwie.

W rezultacie Szatan najwyraźniej z realnie istniejącej osoby, o olbrzymim intelekcie, nieustannie starającej się zamącić ludzki umysł konkretnymi podstępami, stał się czymś w rodzaju symbolu zła wyłącznie. Symbolu, czyli czegoś realnie nieistniejącego, bądź nawet istniejącego, ale w jakiejś uniemożliwiającej realne oddziaływanie na tu i teraz pozaprzestrzeni – jak np. osoba z odległej przeszłości, Król Jagiełło powiedzmy. Był, coś tam realnie kiedyś zrobił, ale wobec teraźniejszości nie ma już żadnego namierzalnego wpływu. Nie istnieje w umysłach Chrześcijan połączenie pomiędzy przyrodzonym Szatanowi złem, a podejmowaniem przezeń konkretnych działań mających owo zło rozpowszechniać, lub też – zło rozpowszechniane przez Szatana, pomimo jego intelektu, ma charakter jakichś nieskoordynowanych prymitywnych złośliwości, a nie spójnego zestawu racjonalnych działań, służących osiągnięciu konkretnego celu. Wyobrażenia o Szatanie i jego działaniach przypomina raczej działanie rozemocjonowanej, acz niesubordynowanej bandy sadystycznych przygłupów żądnych orgii zadawania cierpienia i krwii, zamiast zimno kalkulującego sztabu karnej armii, racjonalnie ważącego zastosowanie środków w celu osiągnięcia jak największych korzyści.

Złośliwy, ale głupiutki Szatanek trawiony niemożliwą do kontrolowania żądzą zadawania ludziom krzywd i cierpień. Zło rozumiane jako dzika, nieokiełznana, emocjonalna żądza, wykluczająca z samej swojej rozemocjonowanej natury umysłowe skupienie stereotypowo kojarzone z rozgrywaniem na chłodno partii szachów. To są jedne ze skuteczniejszych myślozarazków przez niegłupiuteńkiego bynajmniej Szatana rozpowszechnianych. I nie chodzi oczywiście o rozumienie powyższego jako żywienia przez Chrześcijan w pełni uświadomionego przekonania, a jako niefrasobliwości postępowania z którego wynika postępowanie równoważne stosowaniu się do powyższych stereotypów.

Długoletni durny kuc po powrocie na ziemię.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości